Dagmarę Każmierską można lubić lub nie, ale trudno zaprzeczyć, że wzbudza gorące emocje i ciekawość. Na swoich profilach ma ponad milion fanów,a drugie tyle osób, choć głośno ją krytykuje, również zagląda na jej strony. Celebrytka o swoich poważnych problemach z prawem i o pobycie w więzieniu sama opowiedziała w swoich książkach, odcinając się jednocześnie od przeszłości. - Kiedy myślę o swoim życiu, o wszystkim, co mnie spotkało, o tym co zrobiłam dobrze, a co spierdoliłam na maksa, widzę, że wszystko to było potrzebne. Trzeba się skupić na tym, co jest teraz, i niczego nie żałować. Wszystko jest potrzebne, nawet to, co złe. Czas pozwala dostrzec odpowiedni kontekst wydarzeń,wydobywa z nich ukryte znaczenia. Ja nie żałuję niczego. Wypadek, przez który jestem kulapetą, też był widocznie potrzebny, choćby dlatego, że zawsze bagatelizowałam swoje zdrowie. W ogóle o siebie nie dbałam. Teraz dbam.Było więzienie i widocznie było potrzebne. Zakończyło pewien etap w moim życiu i nabrałam trochę pokory, bo wcześniej z tym było u mnie słabo.- wyznaje. Jednocześnie podkreśla, że ta niechlubna przeszłość jak bumerang wraca do niej przy każdej okazji. - Wiem,że muszę z tym żyć, niczego się nie wypieram, nie kłamię. Ale czasem czuję, że za każdym razem jestem sądzona i skazywana po raz kolejny. I mam wielką ochotę powiedzieć:"Dajcie mi wreszcie spokój". Nie mam już siły przed nikim się tłumaczyć,a swoją karę odbyłam ! - opisuje. Jej fani podziwiają ją za to, że jest zawsze uśmiechnięta, że nawet poddawana krytyce, pozostaje sobą- optymistką z " soczystym językiem", która pokazuje innym, że po każdym upadku można się podnieść. Inni tego właśnie nie potrafią jej wybaczyć. Że wciąż jest kolorowym ptakiem, pławiącym się w luksusie, żyjącym z reklam i sprzedaży drogich ubrań, podczas gdy oni muszą ciężko pracować na swoją przeciętną codzienność. Program "Królowe życia" przyniósł Dagmarze ogromną popularność, od której odcina teraz kupoony czy to się komuś podoba czy nie.
Dagmara Kaźmierska zawsze jest sobą i żyje jak lubi, co nie wszystkim się podoba.
Stacji Polsat akurat się podobało. Zdając sobie sprawę z ogromnych zasięgów celebrytki i kontrowersji jakie wzbudza, zaproszono ją do "Tańca z gwiazdami". Pomysł karkołomny, bo nie dość, że sam fakt konkurowania niezbyt sprawnej ruchowo Kaźmierskiej z dużo młodszymi uczestniczkami mógł być dla niej niewygodny, to oczywistym było, że znów będzie musiała się zmierzyć z przeszłością i hejtem, jaki od lat się z tym wiąże. Ale nigdy nie ukrywała, że lubi występować, nawet marzyła o aktorstwie, a stacja użyła odpowiednich argumentów i usłyszała "Czemu nie? ". Tak oto pozyskała osobę, dla której co najmniej milion widzów ogląda ten program. A kazdy milion widzów przekłada się na wysokie wpływy z reklam, z których m. in pokrywane są honoraria jury. Zasady programu są znane. Jury ocenia, publiczność glosuje i decyduje. A publiczność, ku wyrażnemu zdziwieniu samej Dagmary, chce nadal ją oglądać mimo, a może właśnie dlatego, że jury traktuje ją delikatnie mówiąc - nieelegancko. Iwona Pawlovic wręcz nie kryje braku sympatii do Kaźmierskiej , stawia najniższe z możliwych noty za taniec, i gdyby na tym był koniec - można by to zrozumieć. Niestety "Czarna mamba" tym razem posuwa się za daleko w swych kompetencjach upokarzając uczestniczkę, jawnie okazując jej swoją niechęć.
Iwona Pawlowic oceniając Dagmarę zaczyna przekraczac granice dobrego smaku.
Dagmara Kaźmierska na pewno nie jest królową parkietu, a mimo to, odpadają z programu lepsi od niej. To pokazuje, że szefowie stacji dobrze wiedzieli dlaczego ją zatrudniają. Show musi trwać, ale jury, które jest jego częścią i zna zasady programu- nie powinno przekraczać granic dobrego smaku. Oceniać- Tak! Hejtować na oczach widzów- nie, bo robi się żenująco i niesmacznie.